lipca 11, 2017

Andrzej Macur - artykuł Romana Siudy.

Roman Siuda 

Artykuł redaktora Romana Siudy zamieszczony 18.09.1986r. w Gazecie Zielonogórskiej o walce A. Macura na Mistrzostwach Świata w 1986 r.

Zdecydował finał.

Andrzej Macur
Strzelnicę w Suhl Andrzej znał już nieźle. Startował tu już kilkakrotnie – z reprezentacją i w ramach kontaktów klubowych. Na poprzedzającym mistrzostwa świata zgrupowaniu we Wrocławiu starali się trenować w zbliżonych warunkach, w silnym świetle reflektorów, które w zależności od nasłonecznienia ma niebagatelny wpływ na widoczność tarczy i przyrządów celowniczych. Istotnie, jupitery dla potrzeb telewizji były w Suhl zainstalowane i treningi się przydały. Były jednak inne kłopoty mające źródło w olbrzymiej ilości uczestników (ok. 1100). Z tego względu stworzone warunki treningowe nie mogły zaspokoić potrzeb zawodniczek i zawodników. Dość wspomnieć, że tylko raz, po dwóch dniach pobytu mógł optymalnie potrenować, a trzykrotnie miał stanowisko do dyspozycji zaledwie przez 15 minut.



To mało, bardzo mało, zważywszy na szczególnie długi okres oczekiwania na start. Andrzej i jego rywale z konkurencji 2x30 strzałów byli w szczególnie niewygodnej sytuacji, wszak na rozpoczęcie zmagań czekali aż 11 dni. Najpierw wspomniane zgrupowanie we Wrocławiu, później długi okres oczekiwania w Suhl rodziły pytanie, czy nie popełniono błędu szkoleniowego, czy zawodnicy nie spalą się nerwowo. A może forma uciekła ...?
Klubowy szkoleniowiec Andrzeja i trener kadry narodowej w tej specjalności – Mieczysław Kubiak, również nie krył obaw. Po mistrzostwach już odprężony powie, że wierzył jednak w skuteczność metody polegającej na .... grze w piłkę nożną. Również w Suhl, uciekając od stresów jego podopieczni co pewien czas przeobrażali się w futbolistów i tę formę czynnego relaksu bardzo sobie chwalili, a wspólną ich tajemnicą była ucieczka przed czujnym okiem lekarza ekipy, obawiającego się w ferworze walki kontuzji któregoś z zawodników.

Próbna seria wprawiła Andrzeja w dobry nastrój. Wszystkie pociski weszły w tzw. wewnętrzne dziesiątki, a to oznaczało, że jest w odpowiedniej dyspozycji. Strzelanie 8-sekundowe zakończył bez starty punktu, 100 pkt. miał również w „szóstkach”, w pierwszej serii strzelań 4-sekundowych zgromadził 48 pkt., w drugiej zaś 49 i stanowisko opuścił z zaliczką 297 punktów. Wkrótce na tablicy ukazały się wszystkie rezultaty. Wiedział już, że pretendentów do medali jest dwunastu, wszak 298 punktów miało siedmiu zawodników, wśród nich Adam Kaczmarek, pozostałych pięciu miało rezultat o 1 punkt gorszy. Było więc dobrze, choć w głębi serca tkwił żal, że można było jeden punkcik więcej zgromadzić. Wszak są tylko trzy medale, tylko osiem miejsc w wprowadzonej po raz pierwszy rozgrywce finałowej.

Niedzielę, 14 września będzie długo pamiętał. Drugą połówkę konkurencji rozpoczynali dopiero o 11, byli ostatnią grupą zawodników rywalizujących o tytuł mistrza świata. Staje do serii strzelań 8-sekundowych i przy ogłaszaniu wyników czuje, że nogi robią się jak z waty. Tylko 48 punktów i medalowa szansa niebezpiecznie się oddala. Później już po opadnięciu emocji, gdy szczegółowo przeanalizują z trenerem start, uzmysłowi sobie, że pociski poszły za bardzo w prawo. Siedząc w klubowym pomieszczeniu Gwardii koncentrujemy się na związanych z tym momentem startu przeżyciach. Andrzej długo szuka słowa, by należycie oddać swój stan psychiczny. „Myślę – powiedział po głębokim zastanowieniu – że podobnie czuje się student w trakcie bardzo poważnego egzaminu, gdy szansa uzyskania pozytywnej oceny zaczyna umykać. Oblała mnie owa elektryzująca fala ciepła, poczułem, że jest to bój o wszystko i ... odzyskałem olimpijski spokój.

„Szóstki strzelam bezbłędnie w serii 4-sekundowej tracę tylko jeden pkt. i kończę konkurencje rezultatem 594pkt.” Już wcześniej postanowił, że nie będzie pytał o wynik konkurentów. Tak też uczynił, mając nadzieję na udział w finałowej rozgrywce. Czekał zatem na oficjalny sygnał gdy jeden z uradowanych polskich kibiców podszedł i powiedział, że jest szansa na dwa medale. Adam Kaczmarek strzelał znakomicie i miał na koncie 597 pkt. Był na czele stawki i jego szanse na tytuł mistrza świata jawiły się bardzo wyraźnie, natomiast Andrzej oraz wszyscy pozostali finaliści mają praktycznie te same szanse powalczenia o „pudło”.

- Byłem pewien, że jest kilka wyników powyżej 594 i ta wiadomość podziałała na mnie mobilizująco. Adam i reprezentant gospodarzy Schumann oraz Wochmianin ze Związku Radzieckiego to rywale najwyższej klasy. W finale byli także zawodnicy mniej znani, choćby rewelacyjny Albańczyk – Robo.

W pierwszej serii finałowej po 50 pkt. mają Kaczmarek i Kolumbijczyk – Tovar, Wochmianin i ja uzyskujemy po 49 pkt. W tym momencie zajmuję ex aequo 3-4 m. za Adamem i Tovarem. W decydującej rozgrywce strzelam bezbłędnie, podobnie jak Schumann i wszystko staje się jasne. Jestem wicemistrzem świata o punkt przed Schumennem. Zadecydował finał. - Bałem się spojrzeć na tarczę – wspomina trener Kubiak. Odniosłem wrażenie, że w pierwszej serii finału Andrzej strzelał na tzw. lekkim rozluźnieniu ramienia. 49 pkt. jednak było. Ostatnie 5 strzałów to już majstersztyk.

O zakończonych w niedzielę mistrzostwach, interesującej karierze Andrzeja Macura można pisać długo, przytaczając długą serię osiągnięć, medali, znakomitych wyników. Aż prosi się, by wspomnieć o wspaniałej walce złotego i srebrnego medalisty z Suhl w trakcie mistrzostw Polski 1984 r. w Bydgoszczy. Kaczmarek zwyciężył wówczas wynikiem 599 pkt., Macur miał rezultat zaledwie o 1 pkt. gorszy. Rywalizacja na tak wysokim poziomie nie zdarzyła się dotychczas w żadnym kraju. To był sygnał, że ta dwójka prędzej czy później sięgnie po najwyższe laury.
Sądzę jednak, że przede wszystkim godzi się podkreślić heroiczny powrót Andrzeja do wyczynu. W 1981 roku doznał bardzo poważnej, przewlekłej kontuzji prawego barku. Szpital, sanatorium, różnego rodzaju zabiegi, generalnie nie przynosiły poprawy. Ręka bolała i coraz częściej kiełkowała myśl o zakończeniu pięknie rozwijającej się kariery. A jednak upór zwyciężył. Najpierw próbował strzelać lewą ręką i uzyskiwał nawet przyzwoite wyniki, licząc się w krajowej czołówce. Z czasem prawy bark przestał dokuczać, a wielki wpływ na coraz lepsze samopoczucie zawodnika miała prawdziwie ojcowska troska jaką wykazał zielonogórski chirurg ortopeda Lesław Mądry.

Prawda jest jednak również taka, że zatriumfował żelazny charakter sportowca oraz rzetelna wiedza i pasja jego szkoleniowca.



Na najwyższym stopniu podium (pierwszy po prawej) Mistrzostwa Świata w Mediolanie – rok 1994. Złoty medal drużynowy wyalczył w Psz 2x30 wspólnie z K. Kucharczykiem i A. Kaczamarkiem.



Copyright © ZKS Gwardia historia , Blogger